Dawno, dawno temu, sawannami Afryki wędrował młody lew imieniem Kwanza, który szukał miejsca nadającego się na założenie stada. Wędrował już kilka miesięcy, jednakże żaden teren nie został przez niego uznany za odpowiedni do tego, aby się osiedlić.
Pewnego dnia, gdy był już bardzo zmęczony swoją włóczęgą, postanowił położyć się w cieniu drzewa, niedaleko wodopoju. Zdążył zapaść w drzemkę, gdy nagle obudziło go wycie słoni. Zerwał się z ziemi i ze zdziwieniem dostrzegł, jak antylopy, hipopotamy, strusie, a nawet krokodyle, biegną z zatrważającą prędkością w stronę sawanny.
- Co się dzieje? - spytał Kwanza.
- Trzęsienie ziemi! - odpowiedział mu jeden z guźców, po czym dołączył do uciekającego stada zebr. Lew rzeczywiście poczuł drgania pod łapami. Bez wahania ruszył w stronę sawanny, lecz wtedy ziemia na jego drodze zaczęła pękać. Rzucił się w drugim kierunku, omijając kruszące się skały, przeskakując przez wyrwy w podłożu i unikając przewalających się drzew.
Nagle grunt pękł, a lew wpadł między głazy.
- Pomocy! - krzyczał, ale nikt go nie słyszał. Zacisnął zęby i wyskoczył z wnętrza ziemi, pazurami łapiąc się wierzchołka olbrzymiej skały. Z wielkim trudem wdrapał się na górę, po czym opadł bez tchu.
*
Kwanza powoli uniósł ociężałe powieki. Zewsząd panowała cisza. Lew niepewnie stanął na nogach, otrzepał grzywę z kurzu i podszedł do wierzchołka skały.
Wytrzeszczył oczy. Tutejsza trawa była zielona i lśniąca, rosły tu akacje i palmy, a w oddali można było dostrzec potężne baobaby. Między drzewami przemykały zebry, gazele i okapi - Kwanza dostrzegł nawet bawiące się stado gepardów. Po trzęsieniu ziemi zostały tylko pęknięcia. Uznał, że musiał być nieprzytomny przez kilka dni.
- Jak tu cudownie... - szepnął. Zeskoczył ze skały i truchtem podążył w stronę sawanny. Nie mógł się nadziwić jej pięknu.
Niemalże cały dzień spędził na zwiedzaniu terenu. Gdy w końcu uznał, że czas udać się na spoczynek, dostrzegł ogromną szpiczastą skałę widniejąca na horyzoncie. Wyglądała, jakby kąpała się w promieniach słońca.
Dopiero wtedy zdał sobie sprawę, że to właśnie tam leżał, będąc nieprzytomnym.
*
Kwanza wrócił na Skałę, ale wtedy ujrzał, że leżą tam cztery lwice. Nie wiedział, czy ma się wycofać, czy przywitać się z nieznajomymi, jednakże było już za późno - obudziły się.
- Kim jesteś? - spytała jedna z nich.
- Nazywam się Kwanza. Szukam miejsca, w którym mógłbym się osiedlić.
- Tak się składa, że nie ma tu żadnych innych lwów - powiedziała druga, wstając i uśmiechając się do niego.
- Czy mógłbym zatem dołączyć do waszego stada? - spytał grzecznie Kwanza. Lwice ryknęły donośnie, na znak aprobaty.
*
Gdy Kwanza został okrzyknięty królem, nazwał grupę Stadem Ndona. Niedługo po tym urodziły mu się trzy córki - Bonde, Kilima oraz Jangwa, a jedna z nich miała zostać przyszłą królową.
Kwanza - pierwszy
Bonde - dolina
Kilima - wzgórze
Jangwa - pustynia
_____________________________
- Co sądzicie o prologu? Wszystkie informacje (prócz imion, które wymyśliłam) możecie znaleźć na zagranicznej wikii Króla Lwa.
- Mam nadzieję, że nie zostawię tego bloga, tak jak zrobiłam to ostatnio. Moja głowa jest pełna pomysłów, także bądźcie pewni, że kolejny rozdział pojawi się jeszcze w tym tygodniu :)
- Lwia Skała NIE powstała w wyniku trzęsienia ziemi. Chodzi o to, że gdy Kwanza uciekał przed trzęsieniem, zawędrował baaardzo daleko i schronił się na stojącej tam skale. Był przerażony, więc nie zorientował się, że to jest Lwia Skała. Dopiero później, gdy spacerował po sawannie ujrzał jej majestat :)
- Pozdrawiam serdecznie i do następnej notki!
- PS Zapraszam na nowy rozdział na "Życie Mheetu" - LINK.
Cóż mogę rzec? Nie wiem, po prostu brak mi słów, naprawdę. Chociaż, spróbuję coś napisać. Prolog niesamowity, ogromnie ciekawy! Świetny początek, taki inny, ciekawy. A jak potoczą się dalsze losy? No cóż, muszę tylko z wielką niecierpliwością czekać na kolejne posty. Jeśli znów zawiesisz tego bloga, uduszę Cię dziewczyno! xD
OdpowiedzUsuńPozdrowionka. :)
Nyota!!!!!!! Blog wspaniały. Rozdział całkiem w innym stylu niż te poprzednie, które tutaj się znajdowały. Bardzo mi się podoba i czekam z niecierpliwością na kolejne przygody lwów :)
OdpowiedzUsuńNie ma zakładki spamownik, więc piszę tutaj. Mam takie małe pytanie jak zrobiłaś nagłówek, że zlał się z tłem?
OdpowiedzUsuńSuper, naprawde ciekawy wstęp, jakaś nowa historia, na pewno będzie ciekawie.Pozdrawiam.
OdpowiedzUsuńZajebiste! I ten wygląd bloga... Boże, kocham :D
OdpowiedzUsuńCudowny prolog! I znowu kogoś tu trzeba będzie pochwalić za opisy...(Cóż, może i przy każdym komentarzu dodaję, że chwalę za opisy, ale co poradzić, taka jestem :3) Czyli Lwia Skała powstała w wyniku trzęsienia ziemi? Zarąbiście ^^ Oczywiście dołączam się do obserwatorów i z niecierpliwością wyczekuję rozdziału pierwszego!
OdpowiedzUsuńMiłych wakacji :>
Dziękuję, ale nie, nie o to chodziło. Lwia Skała już była, a Kwanza wszedł na nią, aby uratować się przed trzęsieniem ziemi. Dopiero, gdy spacerował po sawannie, zauważył, że ona jest taka majestatyczna xd
UsuńMoże po prostu źle to ujęłam :)
Nagłówek piękny <3 Świetny prolog no nie wiem jak to określić aż... jest taki inny niż wszystkie ^^
OdpowiedzUsuńPozdrawiam~
Po pierwsze ogólny wygląd bloga jest genialny. Pamiętam ten z blooga i choć mam sentyment do blooga czy onetu, to akurat na bloog.pl nie można było pozwolić sobie na żadne szaleństwa z grafiką. Prolog jest krótki - jak to zwykle prologi - ale dobrze napisany i ciekawy. Przyznam, że nie pamiętam już rozdziałów ani z poprzedniej strony, ani z blogspota, więc chyba jeszcze lepiej będzie mi się czytało nową wersję :D Pozdrawiam, Saini
OdpowiedzUsuńHejoł ! :)
OdpowiedzUsuń1. Wiem, że późno komentuję, ale przez tydzień żyło się bez neta.
2. Szablon jest cudowny. Taki niebieściutki ;)
3. Nie sądziłam, że Lwia Kraina mieściła się pod ziemią.
4. Również zaczynam pokolenia Króla Lwa
5. Co za idiotyczny komentarz Ci napisałam
Nie, Lwia Kraina nie mieściła się pod ziemią. Ona już była, Lwia Skała istniała również. Nadeszło trzęsienie ziemi, to wszystko - a Kwanza, aby się uratować, wskoczył na skałę. Dopiero, gdy spacerował sawanną dostrzegł jej całokształt i majestat. Źle mnie zrozumiałaś :)
UsuńNo tak, zakumałam jak jeszcze raz przeczytałam. Tak to jest jak się czyta i po tygodniu komentuje, bo net jest tak straszny, że nie można nic zrobić. Tylko czytać i nic więcej.
UsuńHistoria inna niż wszystkie, i to mi się podoba :) A i mam takie małe pytanko: Jak zrobiłaś nagłówek? Jest śliczny :3 Pozdrowionka dla Ciebie <3
OdpowiedzUsuńZapraszam: http://niesamowita-lwica-mahewa.blogspot.com/
Hejo Nyota! dawno mnie nie było, a tu patrzę i nowy blog, wchodzę, czytam i mam zaciesz. Kontynuuj proszę, bo nawet jak zaśpię to z czasem nadrobię i skomentuję, a że ciekawe to tylko na plus. Zapraszam również do mnie - w końcu udało mi się dodać nowy rozdział :)
OdpowiedzUsuńhttp://krolew.blogspot.com/
SabiM
Bardzo ciekawa i orginalna historia. Blog wygląda świetnie również na telefonach komórkowych. Mam tylko jedną malutką uwagę - okapi żyją wyłącznie samotnie w dżungli, a nie na sawannie. Czepiam się szczegółów, ale taka już jestem - gdy posiadam jakąś wiedzę, od razu muszę się tym podzielić ;)
OdpowiedzUsuń